- She to the doctor !
I tak opuściłam to zapomniane przez Bogów i ludzi miejsce , by znaleźć się w Liwonde . Przekonana , że nie można już upaść poniżej granicy ,, złapałam afrykańską odmianę świerzba " zadzwoniłam do domu . Pierwszy wstrząs to wiadomość , że zmarła babcia Shannon , ale druga była gorsza . Nie mieli jak mnie powiadomić i pogrzeb odbył się beze mnie . Tak po prostu . Nie było mi dane się pożegnać . Odłożyłam słuchawkę bez słowa . Zadzwoniłam po godzinie i spytałam co słychać tak poza tym . Usłyszałam , że wszyscy zdrowi , że syn kuzynki zostanie ojcem , że mama znalazła dawno zagubioną broszkę i że znowu jestem singielką .
No cóż ... w obliczu pasożytów i śmierci najbliższej mi osoby nic już nie mogło mnie zdołować .
Minęło trochę czasu zanim zjechałam do kraju . Nie śpieszyło mi się , bo i do czego ? Powoli dowiadywałam się , że miłosne zaklęcie zdjęła ze mnie doskonałość innej kobiety , a ja sama byłam beznadziejna . A może nawet mnie nie było wcale .
Tak czy owak życie toczy się dalej . Nie zamierzam przestać oddychać . I chyba nawet czasami będę pisać .
5 komentarzy:
Po pierwsze-Najważniejsze że nareszcie jesteś. Po drugie, wiesz...uwielbiam tę piosenkę. Daje wybór. Jej bohaterowi i słuchającemu.
Nie znikaj, Ana.
Jak cieszę się, że i na ciebie trafiłam! Pewnie mnie nie pamiętasz, ale i tak będę tu zaglądać, jeśli i te drzwi się nie zamkną! ;)
Bądź!
Magda
Loonei
http://loonei.blog.interia.pl/
więc ja będę czytać!
Tęskniłam, wiesz...tyle się wydarzyło i tego co dobre i tego co złe. Rok..prawie:/
Prześlij komentarz